Archiwum wrzesień 2008


wrz 15 2008 Niebezpieczna przygoda
Komentarze (0)

 

To było niesamowite doświadczenie. Z serii tych, których nie zapomina się do końca życia.

Od wielu lat szukam w Poznaniu „mojego miejsca”. Takiego zaułka, który rzadko odwiedzają ludzie. Takiego, w którego zaciszu można spokojnie kontemplować świat.

Dziś moje poszukiwania zaprowadziły mnie w miejsce, o którego istnieniu wiem od czasu gdy wprowadziłam się na Wildę. Ulica Robocza wyznacza zachodnią granicę dzielnicy. Za nią leżą Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego. Zarośla, tory i zruinowane, porosłe mchem budynki. Teren nie jest ogrodzony. Od ulicy dzielą go krzaki. Wejść może każdy. Jest miejscem spotkań miejscowych meneli i młodzieży. Świadczą o tym porozrzucane wszędzie butelki i graffiti na murach. Dziś było opuszczone. Tylko jeden facet sikał w krzakach. Minęłam go. Zainteresował mnie dwupiętrowy budynek i to czy ma wyjście na dach. Przez okno weszłam do środka. Zaczęłam błądzić po pomieszczeniach. Nigdzie nie mogłam znaleźć schodów. Poczułam się tak jak muszą się czuć odkrywcy. Penetrujący po raz pierwszy tajemnicze wnętrza. Spodobały mi się okna z zębami powybijanych szyb, tajemnicze dziury w ścianach i suficie, walające się wszędzie gruz i potłuczone szkło. Napisy na ścianach, rysunki. Promienie wieczornego słońca ukośnie padające na podłogę. I nagle pojawił się ten facet. Wyczułam go, zwęszyłam, zanim zobaczyłam. To był ten sam mężczyzna, którego obojętnie minęłam w zaroślach. Zapytał czy mam papierosa. Nie palę od jakiegoś czasu, więc nie miałam. Myślałam, że sobie pójdzie, ale on dalej kręcił się wśród gruzowiska. Poczułam coś dziwnego. Myślałam, że facet szuka kogoś, kto poczęstuje go papierosem. Zapytałam czy wie gdzie są schody. Robił wrażenie jakby nie był tu po raz pierwszy. Najwyraźniej jednak był, bo nie umiał powiedzieć gdzie są. Udało mi się w końcu je znaleźć i weszłam na piętro. Pokręciłam się chwilę i nagle facet pojawił się znowu. Dziwne? Poczułam się jak w horrorze. Wszystko mówiło mi: uciekaj!!, a z drugiej strony coś mnie zmuszało do pozostania w środku. To dziwne podniecające uczucie, którego nie udało mi się wcześniej zidentyfikować, to był strach. Zakręciłam się i przyczaiłam na schodach. Odczekałam aż ucichną kroki i skradając się odrobinę weszłam na następne piętro. A tam było pięknie. Przestronnie, słonecznie, a w drugim końcu budynku był taras, z którego widok rozciągał się aż po Górczyn. Wypiłam na tarasie Tymbarka. Weszłam do środka przeczytać wiersze Kaczmarskiego wypisane na ścianach. I znowu to wołanie: znikaj stąd!! dalej!! Tym razem postanowiłam pójść za głosem intuicji. Ale wychodząc natknęłam się znowu na tego gościa. On zawrócił, a mój instynkt tym razem kazał mi zostać. Wróciłam więc do wierszy. Niestety zbierając się do wyjścia weszłam w cień tego mężczyzny. Robił sobie dobrze. Chwycił mnie za rękę i poprosił żebym mu pomogła. Poprosił mnie. Przestraszyłam się. Odmówiłam buńczucznie. Próbowałam się wyrwać. Bez paniki. Liczyłam jeszcze na to, że mnie puści. Myślałam, że to jeden z tych zboczeńców, którym nie można pokazać strachu. Nie pomogło. Trzymał mnie silnym uściskiem. Prosił żebym mu go strzepała, ręką. Potem zgodził się żebym po prostu patrzyła. Nie mogłam patrzeć. A on był pijany. Nie mógł dojść. Więc się zaczęłam wyrywać. To był błąd. Chwycił mnie mocniej, przycisnął do siebie i próbował włożyć rękę w majtki. Wyrwał mi się krzyk, więc zatkał mi usta. Tą samą ręką trzymał wcześniej swojego fiuta. Czułam się jakbym miała go w ustach. Powiedział, że mi zapłaci. Zaproponował, że wyliże mi pipkę. A ja coraz bardziej się bałam. Zaczęłam się modlić. Moją modlitwą z dzieciństwa: Aniele Boży Stróżu mój... I wtedy jego kutas eksplodowal. A ja uszłam prawie bez uszczerbku z tej przygody. Nauczyła mnie jednego. Nie wszystkie przygody są warte przeżycia...

antagonistka   
wrz 06 2008 Emocjonalna pełnia
Komentarze (0)

 

Właśnie odkryłam, że żyję w świecie emocji. Jestem spętana nimi, oblężona raczej. Czają się wokół i przy każdej okazji ściskają mnie jak pęta. Do utraty świadomości. Wyciskają ze mnie wszystko: wiedzę o sobie, mądrość opłaconą bólem, rozsądek. Obezwładniają, żyją własnym życiem. Sprawiają, że tracę kontrolę nad sobą, nad otoczeniem, nad wydarzeniami. Uderzają zwartym szykiem, powalają mnie i przyciskają do ziemi. Nie moge oddychać, nie mogę myśleć, nie widzę, nie słyszę, czuję jedynie. Ból aż fizyczny... tonę i wierzę, że nigdy nie uda mi się wypłynąć na powierzchnię. Nie umiem wszak pływać :)(

A potem okazuje się, że wypływam, nawet nie umiejąc pływać. Ciśnienie rozsadzjące mi czaszke spada do rozsądnego poziomu. Życie wraca do normy. Odzyskuję nad nim kontrolę. A jednak wiedza, że tak jest nie umiejsza rozmiarów kataklizmu. Wtedy kiedy przychodzi i pustoszy mój świat zapominam o rozsądku

antagonistka   
wrz 03 2008 Bez tytułu
Komentarze (0)

 

Jestem wykończona

poraniona

nieskończeńczenie smutna

samotna

zostawiona sobie

z całym chaosem myśli

z nieśwadomością

z błędami z bólem

z nieznaną przyszłością

przerażeniem

wrzask w mojej głowie

budzi mnie ze snu

jak obręcz zaciska się wokół mnie

nie zostawia miejsca na oddech

nie ma ulgi

nie ma pocieszenia

nie ma końca

nikogo

wokół mnie pustynia

antagonistka   
wrz 02 2008 Samotność w parku
Komentarze (0)

Byłam dziś w parku. Dzień był ładny, słoneczny. Ludzie jak ślimaki po deszczu zaludnili alejki. Parami, trójkami, ósemkami... wieloludy tłoczyły się wszędzie. Ani jednej samotnej sekundy. Matki z dziećmi, ojcowie, dzieci we własnych osóbkach... pary. Okrutne popołudnie w parku. Od lat z zazdrością obserwuję pary ściskające się na parkowych ławkach. Coś czego nigdy nie miałam. Coś czego mieć już pewnie nie będę. Coś czego zawsze się bałam, a kiedy już ujarzmiłam strach, kiedy zapaliła się we mnie autentyczna potrzeba bliskości... kiedy wydawało mi się, że mam z kim się obściskiwać w parku, zostałam sama. Zawsze byłam sama, ale nigdy tak samotna.

antagonistka